Artykuły

Nowa wizja uzdrawiania I

. . Opublikowano w Nowa wizja uzdrawiania. Odsłony: 1412

Podobnie jak tradycyjne wierzenia kultur "prymitywnych", również i ta, którą reprezentujemy, opiera się na bezdyskusyjnych założeniach.
To, co traktujemy jako daną nam rzeczywistość, zależy od paradygmatu na bazie którego budujemy nasze życiowe doświadczenia, a ten z kolei od poziomu naszego rozwoju.

W swojej interesującej książce "Globalna zmiana umysłu" dr Willis Harman wymienił trzy paradygmaty, w oparciu o które rozwijała się (i nadal rozwija) ludzkość.

  1. Materia tworzy umysł.
    Podstawowym tworzywem budowy wszechświata jest materia, a rzeczywistość poznajemy poprzez badanie otaczającego nas świata.Świadomość powstaje z materii na jednym z etapów rozwoju ewolucyjnego i nie istnieje poza organizmem żywym.
  2. Dualizm, czyli materia i umysł.
    Wszechświat zbudowany jest z materii-energii i umysłu-ducha.
    Materię-energię bada się przy pomocy instrumentów naukowych. Umysł-duch poznajemy poprzez metody eksploracji wewnętrznej.
  3. Transcendentny monizm. Umysł tworzy materię.
    Świat fizyczny jest tym dla wielkiego umysłu, czym obraz ze snu dla umysłu indywidualnego. Ostateczna rzeczywistość ukryta za zasłoną świata fizycznego jest poznawalna nie przez zmysły, a dzięki intuicyjnemu wglądowi. Świadomość nie jest produktem końcowym materialnej ewolucji: przeciwnie, jest początkiem materialnego doświadczenia.

W naszej kulturze filozofia opiera się na anachronicznym modelu. Model ten zakłada, że świat zbudowany jest z podstawowych cząstek materii, które poznajemy i oczekujemy, że dzięki temu procesowi zrozumiemy otaczającą rzeczywistość. Nauczono nas ufać racjonalnemu umysłowi i żyć z nim w zgodzie.
Dzielimy zatem wszystko na oddzielne części i badamy je.

Mówimy:
"Oni niszczą naszą planetę","Wszystkiemu winien jest rząd"...............
Twierdzenia tego rodzaju oddzielają nas o tych "innych", na których można zrzucić odpowiedzialność. Z jednej strony uwalnia nas to od poczucia współtworzenia (często dramatycznej dla wielu) sytuacji, z drugiej, z takiego właśnie przekonania wynika poczucie bezradności w innych bardzo ważnych dla nas kwestiach.

Identycznie traktujemy problem choroby. Oddzielamy ją od nas samych, traktując jako coś narzuconego. Wszystko szufladkujemy, używając takich stwierdzeń jak:
"Zaraziłem się od ciebie", "Ból tej nogi jest nie do zniesienia".

Próbujemy pozbyć się objawów, zamiast usiłować dotrzeć do źródła problemów.
"Boli mnie kręgosłup, muszę wziąć Ibuprofen" – sygnalizujemy swój zdrowotny problem jednocześnie potwierdzając nasze przekonanie, że chorobę wywołał czynnik zewnętrzny, a leczenie ma polegać na usunięciu objawów poprzez lek farmakologiczny lub operację.

W ramach funkcjonującego paradygmatu nie zajmujemy się przyczyną choroby, chyba, że kolejne niedomaganie lub efekty uboczne zaleconej terapii zmuszą nas do dalszych poszukiwań.

Jeśli lekarz nie może usunąć naszego problemu, czujemy się zagubieni i bezradni, choć to właśnie w tym momencie pojawia się szansa dotarcia do przyczyn choroby na głębszym poziomie, co prowadzi do zrozumienia siebie i podjęcia działań w obszarze rzeczywistego źródła problemu, to znaczy intencji, myśli i emocji.

Zachodnia medycyna opierając się na mechanistycznie pojętym obrazie rzeczywistości diagnozuje wiele chorób wrzucając je do koszyka "nieuleczalne", nie wyjaśniając, że bazą dla takiego rozpoznania jest przekonanie o tym, iż jedyną możliwą rzeczywistością jest powszechnie przyjęty model. Tymczasem diagnoza "nieuleczalności" jest stwierdzeniem dotyczącym systemu medycznego, a nie pacjenta. Mamy tendencję do ulegania przeświadczeniu, że "nasz" model rzeczywistości sam w sobie jest rzeczywistością, zapominając, że ograniczone są wszystkie modele.

Myślę, że uczciwszym stanowiskiem w obliczu "nieuleczalnej choroby" jest stwierdzenie, że to my nie jesteśmy w stanie zrobić dla chorego nic więcej bez zamykających na szukanie pomocy i odbierających wiarę i nadzieję na powrót do zdrowia stwierdzeń.


Pozdrawiam
Teresa Maria Zalewska