Artykuły

Pasja i zdrowie cz.I

. . Opublikowano w Czarodziejska Myśl. Odsłony: 1522

Czym jest pasja? Czy pasjonaci są zdrowsi? 
A jeśli tak, to w jaki sposób przyczynia się do ich dobrego samopoczucia? 
Przez ponad 20 lat mojej lekarskiej praktyki miałam okazję obserwować wiele ludzkich postaw. Tak się składa, że wśród moich pacjentów spotkałam się z tym niezwykłym fenomenem. Pamiętam jak dzisiaj przypadek, który przyczynił się do głębszego zastanowienia.

Otóż do jednego z oddziałów "mojego" szpitala trafiła pacjentka z uogólnioną chorobą nowotworową.
Tak naprawdę, wszyscy sądziliśmy, iż dni Marii są policzone, a zaordynowana terapia może jedynie zagwarantować jej komfort przejścia do "innego" wymiaru istnienia. Jako, że byłam zaprzyjaźniona z jej córką, darzyła mnie szczególnymi względami, mianowicie otwartością w komunikacji. 
Podczas kolejnej, miłej dyżurowej pogawędki oświadczyła mi, że nie ma zamiaru na razie "wybierać się dokądkolwiek" z tego „ziemskiego padołu”, bowiem właśnie teraz wkroczyła w najlepszy dla siebie wiek do napisania szczególnej książki. Ponieważ tematyka dotyczyła, jak pamiętam, historii chrześcijaństwa, po materiały jest zmuszona pojechać do Watykanu...

Choć widziałam w życiu wiele niezwykłych uzdrowień, ba.... sama doświadczyłam tego fenomenu na własnej skórze, musiałam mieć chyba idiotyczny wyraz twarzy, bo moja pacjentka uśmiechnęła się z pobłażliwością i ciepłem swych słów zapewniła, że jak dłużej pomieszkam na tej planecie, zrozumiem.

Miałam wtedy 28 może 30 lat, głowę zapakowaną starannie wiedzą akademicką i choć techniki leczenia rodem z Chin, Indii czy Tybetu nie były mi obce, patrząc na jej bezwładne kończyny dolne, westchnęłam tylko o wsparcie do Najwyższego Stwórcy dla tej upartej, wspaniałej istoty. 
Za 3 miesiące Maria na własnych nogach opuściła naszą szacowną placówkę leczniczą i pojechała do Watykanu realizować swój projekt, a ja...... rozpoczęłam systematyczną obserwację pasjonatów.
Niewielu ich spotkałam na mej drodze.
Tak naprawdę to ze znanych mi ludzi, tylko oni pokonywali (świadomie, bądź nie) największe ograniczające przekonania o własnych możliwościach, niezmordowanie podążając swoją „ścieżynką”.

Z dzisiejszej perspektywy myślę, że ich życie , było fantastyczną, choć niełatwą drogą rozwoju.
A samopoczucie, zdrowie?
„O sto kilogramów chorób mniej” napisała mi jedna z uczestniczek moich zajęć warsztatowych na pytanie dotyczące kreatywności na bazie nowo odkrytej pasji.
Zdrowie jak „ uboczny skutek" kreacji?
Myślę, że warto się temu zjawisku przyjrzeć nieco bliżej.

 Pozdrawiam 
Teresa Maria Zalewska